Od konkretnej Azji do amerykańskiej abstrakcji
Jestem w Bieszczadach, gdzie udało mi się trochę połazić, pomyśleć i popisać, ale też szykować się do prowadzenia spotkania z amerykańskim mistrzem abstrakcji, nestorem gatunku, Frankiem Stellą. 19 lutego o 18:00 zapraszam do Muzeum Polin na rozmowę między innymi o tym jak polski album o drewnianych bożnicach żydowskich zainspirował jeden z ważniejszych przewrotów w sztuce XX wieku. Choć uważany jest za twardego abstrakcjonistę to jego "konstruowane, budowane obrazy" często czerpały, przynajmniej w tytułach z konkretnych, realnych doświadczeń, np. z jego podróży na Wschód, a dokładnie do Iranu. Oto "Isfahan III" z 1968 roku:
Dla mnie to bardzo masalowy przykład tego jak realne doświadczenie podróży, oraz wiedzy ( Stella jest najlepiej wykształconym z amerykańskich artystów ) można przełożyć na twórczość, nie dosłownie, nie bezpośrednio lecz przez dalekie przekształcenie. To inspiruje także do pisania, jakie zdarzyło mi się w Bieszczadach, gdzie przechadzka do starej bojkowskiej cerkwi w Równi zamieniła się w pisanie o Celtach, Kaledończykach i Piktach. Wkrótce więcej o tym a teraz jeszcze "Empress of India" z 1965, choć Frank Stella w Indiach chyba nie był.